Wiecie jak to jest… dziś poniedziałek, a jutro już piątek…
Dni, tygodnie tak szybko lecą. Czasami mam wrażenie, że coś mnie omija.
Któregoś dnia spotkała mnie taka mega niespodzianka, że trudno to opisać.
"Mega", ponieważ nigdy w życiu nie spodziewałabym się jej w takiej formie i tak znienacka.
Kilka dni wcześniej powiedziałam mojemu T., że właściwie
mnie nie zauważa… że ja taka biedna i pokrzywdzona, bo tak się staram wszystko
zawsze w domu dopiąć na ostatni guzik, a nikt tego nie docenia… Znacie? ;). No
cóż, taki miałam dzień, że musiałam się na kimś wyżyć, a że dobry mąż dba o
zdrowie emocjonalne żony to jej na to pozwoli :).
Idąc tym tropem, kiedy wyrzucałam mu te wszystkie żale, to
naprawdę tak czułam i mówiłam wszystko szczerze. A co było potem? Standardowo…
żałowałam, bo powiedziała za dużo.
Mijały dni, moje frustracje przeszły do historii.
Pogodziłam się, że jestem niedoceniona, nie ważna, niepotrzebna itd. i robiłam
swoje. Nadszedł któryś tam zwykły wieczór, bawiliśmy się w trójkę na podłodze
klockami. Budowaliśmy wieżę i słuchaliśmy muzyki…, trochę się nudziliśmy.
Stwierdziłam, że czas najwyższy, żeby iść do kuchni przygotować Filipkowi
kolacyjkę. Wchodzę, wykonuję wszystkie czynności jak gdyby nigdy nic, T, nic
nie mówi… Nagle patrzę na płytę gazową, później
na deskę do krojenia, nie dowierzam i znów patrzę na płytę gazową. Przetarłam oczy. Zapytałam: T, a
dla kogo to? T: Dla Ciebie, Ja: Ale dlaczego, z jakiej okazji? T: No, żebyś
wreszcie poczuła się doceniona…
Rozumiecie coś z tego? W tej chwili przypomniały mi się
moje wszystkie frustracje, moje żale wyrzucane w sposób wprost niestosowny, a
przykrył to wszystko grubą warstwą ten widok… pięknej, niczemu niewinnej,
czerwonej róży, tak naturalnej, prawdziwej, nie mającej żadnych roszczeń… Od
Niego… Taka jestem szczęśliwa, że go mam.
Może to wydawać się dla kogoś banalne ale dla mnie ta
sytuacja przetrwa w mojej głowie już na zawsze, budząc się w przypadku moich
"gorszych chwil". Za każdym razem gdy znów nadchodzi mój przewlekły
syndrom niedocenienia to przypominam sobie ten właśnie widok i to Jego
zwyczajne… żebyś czuła się doceniona…
O i jeszcze winko na koniec, zebys w ogole poczula sie jak krolowa. Ja Ciebie doskonale rozumiem, odkad jestem zona w zasadzie przestalam byc kobieta. To jest bardzo trudne dla kazdej dziewczyny i bardzo ważne jest, żeby facet wciąż widział w Tobie kobietę, którą nie do końca zdobył, która ma przed nim jakies tajemnice pod spranym dresem ;)
Wiesz, wszystko przez brak czasu i wielkie zaabsorbowanie dzieckiem :). Chyba każdy związek tak ma, a ja nigdy nie myślałam, że mnie też zacznie to dotyczyć ;). A jednak... ale wcale nie taki diabeł straszny ;)
6 komentarze
O i jeszcze winko na koniec, zebys w ogole poczula sie jak krolowa. Ja Ciebie doskonale rozumiem, odkad jestem zona w zasadzie przestalam byc kobieta. To jest bardzo trudne dla kazdej dziewczyny i bardzo ważne jest, żeby facet wciąż widział w Tobie kobietę, którą nie do końca zdobył, która ma przed nim jakies tajemnice pod spranym dresem ;)
OdpowiedzUsuńWiesz, wszystko przez brak czasu i wielkie zaabsorbowanie dzieckiem :). Chyba każdy związek tak ma, a ja nigdy nie myślałam, że mnie też zacznie to dotyczyć ;). A jednak... ale wcale nie taki diabeł straszny ;)
UsuńTakie chwile dodają skrzydeł :)
OdpowiedzUsuńDają siłę na kolejne "trudne dni" ;). Dzięki nim coraz lepiej się poznajemy :).
UsuńMasz cudownego męża :) Pokazał, że Cię słucha a nie tylko słyszy. Super:)
OdpowiedzUsuńPięknie to ujęłaś :). Dla takich przejawów "słuchania" warto żyć :)
Usuń